Do „Wędrowca” przyciągnęła mnie okładka książki: intrygujące połączenie męskiej twarzy i wyrastających z niej ku górze gołych, poszarpanych, wysokich szczytów górskich. Jest świetnie dobrana do treści, w której rzeczywistość miesza się z regionalnymi baśniami i opowieściami, a człowiek uwięziony jest we własnym umyśle.
Los styka ze sobą pisarza Tony’ego Carcano i młodą dziewczynę Sibylle. Razem zajmą się rozwiązaniem zagadki śmieci matki dziewczyny. Podczas prowadzenia śledztwa wyjdą na wierzch skrywane od lat demony przeszłości, które zostały głęboko zakopane w pamięci hermetycznej społeczności maleńkiej, górskiej miejscowości z pogranicza włosko-niemieckiego. „Kreutzwirt jest jak zwierzę. Stare. Złośliwe. Z trudem dostosowuje się do zmian. Wszystko ma swoje miejsce i tak ma zostać. Na zawsze”. Niełatwo jest przedrzeć się przez zmowę milczenia i przełamać niechęć, a dodatkowo strach mieszkańców i świadków wydarzeń sprzed lat w miejscowości, gdzie ludzi nauczyli się ukrywać soje uczucia i emocje.
Po śmierci matki Sibylle, uznano, że było to samobójstwo, ale czy tak było naprawdę? Nikt nie dociekał wówczas co się rzeczywiście stało. Ludzie woleli przyjąć proste rozwiązanie, które uspokajało wszystkich i zwalniało z dalszego myślenia o tym zdarzeniu. Po samobójstwie zmarłej można zająć się swoimi sprawami i spać spokojnie, bez obawy, że być może gdzieś grasuje morderca. W przypadku morderstwa wszystko wygląda inaczej. Ludzie się boją, szukają mordercy, by odkryć motyw, ponieważ „motyw ma moc, która sprawia, że mówimy: <mnie to nigdy nie spotka. Nikt by mnie nie zabił dla tych paru groszy, które mam na koncie. […] Motyw nas uspokaja”.
Grzebanie w przeszłości wyciąga z podświadomości ukryte frustracje, strachy, gniew i tylko rozwiązanie sprawy przyniesie spokój i ukojenie. „Krótko mówiąc, kiedy spoglądasz w otchłań, ona spogląda na ciebie”. Czasem jest to jak psychoterapia, która boli, ale po której wychodzimy oczyszczeni i silniejsi o poukładany na nowo świat.
Czy Tony ‘emu i Sibylle uda się rozwiązać zagadkę śmierci Eriki, matki dziewczyny? Jak to w książce, uda się, ale rozwiązanie jest zaskakujące i do końca nie wiadomo kto stoi za dawną zbrodnią. Okaże się, że nikt nie jest tym, za kogo jest uważany, ale prawda wyjdzie na jaw i sprawiedliwości stanie się zadość.
Niech nikogo nie zwiedzie powolna, spokojna narracja, szczególnie na początku, ponieważ autor buduje powoli napięcie i od pierwszych stron książka ma niesamowity klimat, wzmocniony opowieściami o tajemniczym wędrowcu. W miarę upływu czasu akcja się zagęszcza, nie można się oderwać od opowieści, aż do niespodziewanego zakończenia. „Rzadko znajduje się rozwiązania tam, gdzie się ich szuka. Igła nigdy nie jest w stogu siana”.
Polecam ten thriller osobom lubiącym mroczne historie i dobrą sensację, ale które oczekują od takiej literatury nie tylko akcji, ale też dobrze opowiedzianych historii rodzinnych, kapitalnie przedstawionych charakterów ludzkich. Dla mnie dobry kryminał, czy thriller musi być równocześnie dobrą opowieścią obyczajową, a „Wędrowiec” ma wszystkie te cechy w sobie. Przywiązujemy się do bohaterów, jednych lubimy, innych nie i jak w życiu: rzadko ktoś jest całkiem dobry lub całkiem zły, w każdym człowieku mieszają się ze sobą różne cechy osobowości.
Dziękuję za możliwość przeczytania „Wędrowca” Wydawnictwu WAB oraz adminom facebookowej grupy Czytamy kryminały.
Jak mocno książka mnie wciągneła: | (9 / 10) |
Język i styl pisania: | (9 / 10) |
Czy warto przeczytać: | (9 / 10) |
Average: | (9 / 10) |
Zostaw komentarz