Nagore, graficzka, po rozstaniu z chłopakiem i utracie pracy stoi na rozdrożu. Pomimo, że panicznie boi się kotów, podejmuje pracę w nowo otwierającej się kociej kawiarni w Barcelonie, gdyż potrzeba opłacenia zaległych rachunków okazała się ważniejsza, niż strach.
„Kocia kawiarnia” to pełna ciepła, nastrojowa opowieść o szukaniu i znajdowaniu drogi do siebie samego. Poprzez obcowanie z siedmioma kotami, rezydentami kawiarni, czekającymi na adopcje, Nagore powoli zaczyna się otwierać i zaczyna zwalczać swoje lęki. Codzienna obserwacja kocich zachowań daje materiał do przemyśleń i krok po kroku działa jak terapia. Właścicielka kawiarni określa koty jako dzieciaki – który kociarz tak nie robi – kot potrafi stopić nawet najzatwardzialsze serca. Jak koty podziałały na Nagore, dowiecie się z książki. Tutaj dodam, że powieść jest bardzo pozytywna i nastraja optymistycznie do życia. Czytając tę książkę, cały czas się uśmiechałam, głaszcząc przy tym mruczącego kota na kolanach.
Koty uczą spokoju i refleksji, ale niech nie zwiodą ospałe mruczki, przez nie do końca przymknięte powieki bacznie obserwują otoczenie, wyciągają wnioski, by umościć się wygodnie i znaleźć najbardziej pasujące miejsce dla siebie. Wybierają sobie człowieka i potrafią być wierne do śmierci. Wbrew wielu obiegowym opiniom koty bardzo przywiązują się do właścicieli, a w schroniskach umierają częściej niż psy.
Zachęcam do przeczytania „Kociej kawiarni”. To wspaniała opowieść o kotach, ludziach, ich wzajemnych relacjach, ale też pozwala na chwilę odprężenia przy sympatycznej lekturze.
Jak mocno książka mnie wciągneła: | (10 / 10) |
Język i styl pisania: | (10 / 10) |
Czy warto przeczytać: | (10 / 10) |
Average: | (10 / 10) |
Zostaw komentarz