Bardzo lubię książki Szczepana Twardocha i odkąd zakochałam się w „Drachu” sięgam po wszystko, co napisze. Jednak tym razem zawiodłam się. Historia życia Konrada Wilgemowicza Widucha, pochodzącego z Pilchowic, którą poznajemy poprzez jego dziennik, który po kilkudziesięciu latach trafia w ręce narratora, czyli autora książki, zupełnie do mnie nie przemówiła. Pierwsza część, gdzie Widuch opisuje swoje przeżycia podczas tortur NKWD i na zesłaniu na Sybir, jest ciekawa, opisy tortur pomimo, albo przez to, że zdawkowe, są wstrząsające i zostają na długo w głowie czytelnika. Natomiast druga część, opisująca Chołod i dalsze losy Widucha ciągnęła się bardzo. Jak dla mnie jest zbyt wydumana. Nie bardzo wiem, jaki miał być przekaz, ot, bajeczka o wymyślonym ludzie i miejscu, mam wrażenie, że autor niezbyt dobrze odnalazł się w w tej części opowieści. Jeśli do tego doda się samouwielbienie narratora powieści, to robi się to dziwne i zniechęca do czytania.
„Chołod” to chyba najsłabsza książka Szczepana Twardocha, jaką dotychczas czytałam. Po kapitalnych wcześniejszych powieściach ta książka była dla mnie dużym zaskoczeniem i nie wiem, czy sięgnęłabym po jego inne powieści, gdybym „Chołod” przeczytała jako pierwszy.
Jak mocno książka mnie wciągneła: (6 / 10) Język i styl pisania: (7 / 10) Czy warto przeczytać: (5 / 10) Average: (6 / 10)
Zostaw komentarz