Zupełnie nie wiem jak mam zabrać się do pisania tej recenzji. Książka powaliła mnie na łopatki. Mnie, zatwardziałą ateistkę, co się zresztą nie zmieniło po przeczytaniu tej nietypowej biografii, ale interesują mnie ciekawi, nietuzinkowi ludzie, a taką osobą jest ksiądz Kaczkowski. Suchy opis z Wikipedii „Jan Adam Kaczkowski (1977-2016) – polski duchowny rzymskokatolicki, prezbiter, doktor nauk teologicznych, bioetyk, organizator i dyrektor Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio” nic nie mówi o człowieku, jakim był ksiądz Kaczkowski. W książce „Johnny” dostajemy bardzo emocjonalny i sugestywny obraz kapłana, którego celem było pomaganie najbardziej potrzebującym.
Opowieść prowadzona z perspektywy Patryka Galewskiego, recydywisty, który trafia do hospicjum w ramach nakazanych przez sąd prac społecznych. Ksiądz umiał dotrzeć do, wydawałoby się, straconego dla społeczeństwa degenerata „[…] dumny był ze mnie ojciec, który po skoku na budkę z petardami, zaprowadził mnie na spotkanie ze swoimi kumplami – recydywistami. Chwalił się mną […]”. Mamy więc tu równolegle pokazane dwa życiorysy: księdza Kaczkowskiego i Patryka, który pod wpływem kapłana potrafił zmienić o sto osiemdziesiąt procent swój stosunek do życia. Jak mu się to udało? „Człowiek. Zobaczył we mnie człowieka”
Johnny, bo tak ksiądz prosił by do niego mówił Patryk, pomagał najciężej chorym na nieuleczalne choroby, pomagał im fizycznie, ale przede wszystkim duchowo, miał niezwykłą empatię i niesamowite psychologiczne podejście do każdego indywidualnie. Umiał dotrzeć i do bogatych, i do biednych, i do myślących, i do tych którzy żyją chwilą. Dla każdego znalazł odpowiednie słowa, może dlatego, że nie oceniał ludzi, a każdego szanował. Szacunek to jedna z najważniejszych rzeczy przy opiece nad terminalnie chorymi osobami w hospicjum.
Ksiądz Kaczkowski sam zmagał się z glejakiem, jednym z najbardziej złośliwych nowotworów mózgu. Pomimo osobistego cierpienia cały czas był obecny przy swoich pacjentach „Wiecie, kiedy człowiek zaczyna umierać? Kiedy czuje się niepotrzebny”. Johnny był potrzebny swoim owieczkom, do tego miał wsparcie w swojej wspaniałej rodzinie. Cały czas pogodny, pogodzony z losem, ale nie tracący nadziei, parł nieustająco naprzód.
Książka napisana jest prosto. Ładnym językiem, czasem mogłoby się nawet wydawać, że sformułowania są naiwne, czy wręcz infantylne, ale nic bardziej mylnego. Całość sprawia wrażenie przypowieści ludowej, czy biblijnej, bohaterowie są przedstawiani jednoznacznie, wyraziście, jak w bajce, ale przez to wymowa opowieści jest zdecydowanie bardziej mocna, niż gdyby opowiedziana była skomplikowanymi literacko zdaniami. Poważne treści przekazane są w często żartobliwym tonie, co nie umniejsza ich wagi, a wręcz przeciwnie, przez kontrast z zawartością robi niesamowite wrażenie i… wyciska łzy z oczu. Tak żył ksiądz Kaczkowski. Był prawdziwym kapłanem zbłąkanych i potrzebujących dusz i tak postrzegał swoją misję. Robił to całkowicie naturalnie, nie było w nim nic sztucznego i pewnie dlatego tak umiał zjednywać sobie ludzi. Wyciągał z ludzi to, co w nich najlepsze. „Był właściwym człowiekiem we właściwym miejscu o właściwym czasie”.
„Świat […] jest taki, jakim go sami zbudujemy”. To dla mnie chyba najważniejsze przesłanie księdza Kaczkowskiego. Co jest w życiu ważne? Każdy z nas ma inne priorytety, goni za czym innym, spełnia się na różne sposoby, ale jedno mamy wspólne: jesteśmy istotami społecznymi i najważniejsza dla nas jest więź z drugim człowiekiem, relacje z bliskimi, czy to z rodziną, czy z przyjaciółmi, poczucie, że obok jest ktoś, kto nie ocenia, po prostu jest przy nas i przytuli, a wtedy znikają wszystkie troski i człowiek ładuje akumulatorki. Równie istotne w życiu to mieć wewnętrzny spokój i siebie lubić. Jest to możliwe tylko, gdy znamy siebie, umiemy mierzy się ze swoimi słabościami, przezwyciężać je. Wiem, że to truizmy, ale trzeba się starać. „Żadna sytuacja osobista – ani choroba, ani podeszły wiek, ani trudne dzieciństwo – nie zwalniają nas z powinności wymagania od siebie”. Jak będziemy żyć w zgodzie ze sobą, przetrwamy wszystkie burze i trudności życiowe.
Trzeba brać przykład z Johnnego i żyć na pełnych obrotach. Nikt nie przeżyje życia za nas. Zachęcam z całego serca do przeczytania opowieści o życiu księdza Kaczkowskiego. Książka jest pięknie napisana i skłania do przemyśleń i refleksji nad własnym życiem, a przede wszystkim pamiętaj, że „Dopóki żyjesz, wszystko możesz ułożyć, zmienić. Nigdy nie rezygnuj z marzeń.”
Dziękuję wydawnictwu Agora za możliwość przeczytania tej niesamowitej książki
Jak mocno książka mnie wciągneła: | (10 / 10) |
Język i styl pisania: | (10 / 10) |
Czy warto przeczytać: | (10 / 10) |
Average: | (10 / 10) |
Zostaw komentarz