Autor, Peter Luk, to Polak mieszkający od wielu lat w Stanach Zjednoczonych, a „American Greed” to jego wspomnienia z czasów pracy jako kierowcy ekskluzywnych limuzyn w Nowym Jorku. Książka mogłaby być bardzo ciekawa ze względu na perspektywę obserwacji z siedzenia kierowcy, ale mam dużo zastrzeżeń do sposobu postrzegania świata przez autora, który całkowicie różni się od mojego, ale po kolei.
Peter Luk pracował w kilku korporacjach oferujących przewozy limuzynami. Poznajemy od kuchni tajniki funkcjonowania korporacji, wymagania, jakie musi spełnić kierowca, by móc pracować w takiej firmie:
„Wystarczyło tylko prawo jazdy, znać trochę angielski, mieć samochód, swój lub wynajęty, i to nie byle jaki, tylko lincoln town car lub cadillac”.
Autor opisuje relacje między kierowcami, stosunek kierownictwa do pracowników, poznajemy niuanse zależności pracowniczych z perspektywy zwykłego pracownika, jakim jest kierowca limuzyny.
Praca kierowców limuzyn była z jednej strony ciekawa: wozili bogatych ludzi, najczęściej biznesmenów, pracowników korporacji finansowych, ale też aktorów, czy polityków. Kurs limuzyną nie był tani, więc zwykły zjadacz chleba nie mógł sobie na niego pozwolić. Z drugiej strony praca wiązała się z dużym ryzykiem – zdarzały się przypadki zniszczenia samochodu, a nieraz i śmierci kierowcy.
„Limuzyny […] nie posiadały żadnego zabezpieczenia oddzielającego kierowcę od pasażera”.
Nie był to łatwy kawałek chleba: codziennie przez wiele godzin limuzyny woziły pasażerów, nierzadko kursy przeciągały się do rana. Trasy przewozów były różne, ale:
„Najwięcej jeździliśmy na Manhattanie i z Manhattanu w różnych kierunkach”.
Były dzielnice, albo ich części, których kierowcy starali się unikać ze względu na bezpieczeństwo swoje, pasażerów i samochodu.
Cześć książki stanowi zwięzłe przedstawienie poszczególnych dzielnic Nowego Jorku z ich krótką charakterystyką: wyliczenie szpitali, teatrów, muzeów, rodzaju zabudowy oraz narodowości zamieszkujących dane obszary. Tu ujawnia się szowinizm, żeby nie powiedzieć rasizm autora. Myśli schematami: Włoch – uczciwy, czysty, robotny, Żyd – skorumpowany wyzyskiwacz finansowy, Afroamerykanin – brudny i śmierdzący, Chińczyk – uśmiechnięty, trzymany w ryzach przez mafię, Polak – cudowny… W wielonarodowym mieście imigrant z Europy powinien umieć wznieść się ponad uprzedzenia, a nie powielać stereotypy i do tego pisać o tym otwarcie i bez zażenowania.
Manhattan, najbardziej znana i oblegana dzielnica Nowego Jorku pełna jest samochodów, a miejsc parkingowych ma niewiele. Policja konsekwentnie rozdaje mandaty za nieprawidłowe parkowanie. Autor ma to za złe stróżom prawa. W ogóle jego stosunek do kontrolerów jest nienawistny: szczególnie inspektorzy TLC (kontrola limuzyn) budzą u niego wrogie uczucia
„To organizacja zajmująca się nie tylko pomocą, ale również ograbianiem kierowców”
Wystarczy jedynie przestrzegać przepisów i nie rzucać się pazernie na pozaregulaminowy zysk w gotówce, podczas gdy w korporacji dopuszczalna jest tylko płatność kartą.
Czas idzie nieubłaganie do przodu i świat się zmienia. Kompanie limuzynowe zaczęły podupadać, wypierane przez tanie firmy, takie jak wszechobecny UBER i LYFT. Autor opisuje sposób ich funkcjonowania i rodzaje serwisów transportowych. Petera Luka również dopadł kryzys i zaczął pracować w tych nowych firmach przewozowych. Tu miał do czynienia z zupełnie inną klientelą: limuzynami jeździli ludzie bogaci, dobrze ubrani, natomiast na UBERa stać każdego i klienci pochodzą z najróżniejszych środowisk społecznych. Autor zwykłych ludzi nie lubi i nie poważa:
„w gronie [klientów UBERa] można natknąć się na różnego rodzaju typów. Od najgorszych chamów, cwaniaków i brudasów po zwykłych złodziei. Nie ma specjalnie różnicy między mężczyzną a kobietą. Oboje potrafią być obrzydliwi”.
Dla mnie takie podejście jest całkowicie nie do przyjęcia. Autor wystawia sobie tymi słowami bardzo złe świadectwo. Jeśli do tego dodamy jego przyzwolenie na łamanie prawa:
„W niektórych krajach azjatyckich odbywają się samosądy, czego jestem osobiście zwolennikiem”
wyłania się obraz niedobrego, małostkowego, zapatrzonego w siebie człowieka.
Ogromnym minusem książki jest infantylny język i drażniące błędy składniowe, przez co trudno przebrnąć przez treść.
Już dawno nie męczyłam się tak, jak przy czytaniu tej książki. Jeśli ktoś nie będzie zwracał uwagi na język i poglądy autora, może ją przeczytać, ponieważ można z niej wyłuskać trochę ciekawych informacji o funkcjonowaniu kompanii przewozów limuzynami, ja na pewno do niej nie wrócę i szkoda mi czasu, który poświęciłam na „American Greed”.
Jak mocno książka mnie wciągneła: | (3 / 10) |
Język i styl pisania: | (1 / 10) |
Czy warto przeczytać: | (2 / 10) |
Average: | (2 / 10) |
Zostaw komentarz