Książka opisywana jest jako thriller i jak thriller się zaczyna „Zabiłam dzisiaj małego chłopczyka. Ściskałam rękami jego szyję […]. Nie sądziłam, że to będzie takie łatwe.” Aż ciarki przechodzą po skórze jak się to czyta. Po tak mocnym początku napięcie nie odpuszcza do ostatniej strony. Czyta się jednym tchem, nie da się przestać, aż się nie skończy.

Małe miasteczko gdzieś w Anglii, dzielnica ludzi niebogatych, z dolnej strefy klasy średniej, ale radzących sobie w życiu i wiążących bez problemu koniec z końcem. Nieduża społeczność, gdzie  wszyscy się znają, dzieci bawią się razem, nawet zupełnie małe, kilkuletnie maluchy puszczane są na dwór same, tylko pod opieką nieco starszego rodzeństwa. Morderstwo wszystko zmienia.

Wśród tych szczęśliwych, żyjących zwykłym, normalnym, wręcz monotonnym życiem jest Chrissie, mała morderczyni. Mieszka z matką, która się nią w ogóle nie opiekuje, dziewczynka chodzi głodna, jedyne jej posiłki zapewnia szkoła, okres wakacji jest najgorszy, bo może liczyć tylko na sporadyczne posiłki u koleżanki i cukierki, które uda jej się ukraść z miejscowego sklepu.

Opowieść prowadzona jest z perspektywy ośmioletniej Chrissie i jej dorosłej wersji, Julii. Chrissie, wrażliwe dziecko, które musi sobie radzić w świecie, który go nie chce, któremu nie jest potrzebna, którą odrzuca jej własna matka. Zbrodnia, którą popełnia to z jednej strony akt zimnego wyrachowania wynikły z frustracji, zazdrości, a z drugiej strony to głośny krzykrozpaczy, wręcz wrzask, odrzuconej przez świat małej dziewczynki, nie gorszej od innych, a tak niesprawiedliwie potraktowanej przez bezduszny los. Gdzie były kobiety tej społeczności, gdy Chrissie głodowała, gdy chodziła w brudnych, podartych ubraniach? Na sali sądowej sędzia zapyta jedną z matek, czemu nie zgłosiła do opieki społecznej głodzenie niemowlaka, ta wtedy odpowie, że przecież nie mogła zgłosić, że niemowlę tylko cały czas płacze.

Dla mnie „Pierwszy dzień wiosny” bardziej jest dramatem, niż thrillerem, pomimo zbrodni. Dostajemy tu genialne studium społeczności, w której każdy zamknięty w swoim domu udaje, że nie widzi co się dzieje wokół niego i nie ma żadnych wyrzutów sumienia, że nie zareagował, kiedy był na to czas. Wszystko opowiedziane przez dziecko nabiera jeszcze większej mocy i ekspresji. Nikt nie dostrzeże, że dziewczynka woła o pomoc, że chce być w końcu zauważona, doceniona, a przede wszystkim kochana i zaopiekowana. Na ścianie, na miejscu zbrodni napisała wymowne „Jestem tu, jestem tu, jestem tu”.  Czy może istnieć mocniejsze wołanie?

„Pierwszy dzień wiosny” zrobił na mnie wstrząsające wrażenie, ostatnio tak się czułam po przeczytaniu „Małego życia”, choć to kompletnie dwie różne książki. Nie mogę się otrząsnąć. Po skończeniu miałam w głowie równocześnie krzyk i emocjonalną pustkę.

Polecam ten rewelacyjny debiut Nancy Tucker każdemu, kto lubi dobrą fabułę i mocne w wydźwięku zaangażowane społecznie pisarstwo. Jeśli jesteście osobami wrażliwymi i empatycznymi, ta książka pochłonie was bez reszty i nie pozwoli o sobie zapomnieć.

Jak mocno książka mnie wciągneła:9 out of 10 stars (9 / 10)
Język i styl pisania:9 out of 10 stars (9 / 10)
Czy warto przeczytać:9 out of 10 stars (9 / 10)
Average:9 out of 10 stars (9 / 10)